Leasing to obecnie powszechna forma finansowania działalności przedsiębiorstw. Cieszy się on niezwykle dużą popularnością również wśród podmiotów działających w branży transportowej – większość floty używanej przez przedsiębiorców jest objęta umowami leasingu. Finansujący zobowiązuje się do zakupu pojazdu wskazanego przez korzystającego i przez cały okres trwania umowy pozostaje on jego właścicielem. Korzystający natomiast – jako podmiot używający przedmiotu leasingu dla swoich interesów – jest zobowiązany do zapłaty ustalonych rat wynagrodzenia.
Do napisania o leasingu skłonił mnie… mandat, który niedawno otrzymałem w związku z przekroczeniem prędkości w terenie zabudowanym. Samochód osobowy z którego korzystam jest również leasingowany – w momencie uchwycenia przez fotoradar mojego wykroczenia straż miejska wysłała stosowne zapytanie do właściciela pojazdu (finansującego), który w dalszej kolejności poinformował, że to ja korzystam z pojazdu. Dostałem więc mandat, który oczywiście zapłaciłem – na tym jednak nie koniec – oprócz comiesięcznej faktury od leasingodawcy z tytułu raty za leasing, otrzymałem również drugą fakturę opiewającą na 50 zł + VAT z tytułu „kosztów udzielenia informacji organom państwowym”. Nie jest to może kwota przyprawiająca o zawrót głowy, z czystej jednak ciekawości sięgnąłem do Ogólnych Warunków Leasingu (to właśnie ten obszerny dokument, napisany drobnym drukiem, którego nikt nie czyta w chwili zawarcia umowy) i tam znalazłem zapis, że opłata w tej wysokości jest jak najbardziej należna.
Wniosek nr 1: Przed podpisaniem umowy trzeba ją przeczytać, żeby wiedzieć jakie mamy prawa i obowiązki. W większości bowiem sytuacji w momencie podpisywania umowy (zresztą dotyczy to nie tylko leasingu) w ogóle się z nią nie zapoznajemy i automatycznie podpisujemy to, co podsuwa nam przedstawiciel instytucji finansowej. Oczywiście – jeśli wywiązujemy się należycie z umowy, nie generuje ona żadnych problemów. Jeśli natomiast powinie nam się noga, z ogromnym zdziwieniem czytamy zapisy, pod którym widnieje nasz podpis.
Wniosek nr 2: W terenie zabudowanym nie wolno przekraczać prędkości 50 km/h.
U mnie problem skończył się stosunkowo niewielkimi konsekwencjami, chciałbym natomiast opisać poniżej dużo bardziej złożoną sytuację, z którą przyszło mi się zetknąć reprezentując jedną z firm transportowych w postępowaniu sądowym. Dotyczyła ona oczywiście relacji stron umowy leasingu.
Klient zawarł z instytucją finansującą umowę leasingu pojazdu ciężarowego, którego koszt nabycia wyniósł ok. 300.000 zł. Początkowo wszystko szło jak z płatka – biznes szedł dobrze, to i ze spłatą rat nie było problemów. Nadszedł jednak kryzys, zleceń było coraz mniej i wreszcie doszło do sytuacji w której klient zaprzestał spłacania rat. Wtedy ruszyła machina – najpierw wezwanie do zapłaty zaległości, a niedługo potem rozwiązanie umowy leasingu. W większości sytuacji zapisy umowy przewidują bowiem, iż w przypadku zwłoki z zapłatą jednej raty i po bezskutecznym wezwaniu do zapłaty, finansujący jest uprawniony do wypowiedzenia umowy ze skutkiem natychmiastowym. Jako, że przedmiot leasingu stanowi własność finansującego powstaje również obowiązek natychmiastowego zwrotu pojazdu. W dalszej kolejności zaś finansujący ma prawo do żądania od korzystającego zapłaty wszystkich przewidzianych, a niezapłaconych rat, pomniejszonych o korzyści, jakie finansujący uzyskał wskutek ich zapłaty przed umówionym terminem.
Z harmonogramu spłaty rat wynikało, iż na moment rozwiązania umowy mojemu klientowi pozostało do zapłaty ok. 180.000 zł. Leasingodawca otrzymał z powrotem pojazd, wydawać by się więc mogło, że jego wartość początkowo oceniana na 300.000 zł, nawet biorąc pod uwagę eksploatację, spokojnie wystarczy na zaspokojenie roszczeń leasingodawcy. Nic bardziej mylnego – po kilku tygodniach od wydania pojazdu, korzystający otrzymał od leasingodawcy informację, iż pojazd został sprzedany za 1/3 początkowej wartości. W dodatku leasingodawca nie podał żadnych szczegółów odnoszących się do oszacowania wartości pojazdu, ofert kupna, ani podmiotu, który ostatecznie go nabył. Tak więc leasingodawca od kwoty pozostałych do spłaty rat odjął uzyskaną od kolejnego nabywcy kwotę i według jego twierdzeń do zapłaty przez korzystającego pozostała jeszcze dość spora suma. Oburzony klient stanowczo odmówił zapłaty. Szczerze – wcale mu się nie dziwię – spłacił znaczną część auta, nie dość, że musiał go zwrócić, to jeszcze leasingodawca występuję z dodatkowymi roszczeniami.
Nie można jednak zapominać, że standardową sytuacją jest zabezpieczenie roszczeń leasingodawcy poprzez wystawienie na jego rzecz weksla in blanco przez samego korzystającego, jak też poręczycieli wekslowych. W przedmiotowej spawie leasingodawca wypełnił więc weksel na wyliczoną przez niego kwotę roszczenia, przedstawił korzystającemu i wobec jego kategorycznej odmowy zapłaty, skierował sprawę na drogę postępowania sądowego. Należności z weksla można dochodzić w postępowaniu nakazowym, które w stosunkowo krótkim czasie pozwala uzyskać nakaz zapłaty. Pozew w tego typu sprawie sprowadza się w zasadzie jedynie do załączenia weksla – sąd wydaje nakaz jedynie w oparciu o weksel i w ogóle nie bada łączącej strony umowy. Dopiero wniesienie przez pozwanego zarzutów przenosi spór z płaszczyzny prawa wekslowego na płaszczyznę prawa cywilnego i badanie przez sąd wzajemnych zobowiązań stron.
Klient postanowił dochodzić swych racji w sądzie i nie poddawać się tak łatwo. W toku postępowania został przeprowadzony dowód z opinii biegłego z zakresu szacowania wartości pojazdów na okoliczność ustalenia rzeczywistej wartości przedmiotowego pojazdu na dzień jego sprzedaży. Biegły ustalił, że cena wskazana przez leasingodawcę nie miała nic wspólnego z rzeczywistością i pojazd był wart ponad dwa razy więcej. W konsekwencji dochodzona przez leasingodawcę kwota okazała się kompletnie bezzasadna.
Sąd w wyroku wskazał, iż zapłata finansującemu przez korzystającego wszystkich przewidzianych w umowie, a niezapłaconych rat ma na celu przywrócenie takiego stanu, w jakim finansujący znajdowałby się, gdyby korzystający należycie wykonywał umowę leasingu i nie dał powodów do jej przedwczesnego zakończenia. Pełni zatem funkcję odszkodowania za szkodę wyrządzoną finansującemu wskutek naruszenia przez korzystającego umowy. Przedstawiony jednak powyżej stan faktyczny prowadzi do pokrzywdzenia korzystającego – dochodzona bowiem przez finansującego kwota zdecydowanie przewyższa uszczerbek powstały w majątku finansującego, czyli wykracza poza wyznaczone przez przepis art. 361 § 2 k.c. granice dopuszczalnej wysokości odszkodowania. Zgodnie bowiem ze wskazanym przepisem naprawienie szkody obejmuje straty, które poszkodowany poniósł, oraz korzyści, które mógłby osiągnąć, gdyby mu szkody nie wyrządzono.
Reasumując, cała historia nie skończyła się tragicznie dla przewoźnika, choć trzeba pamiętać, że i tak stracił on pojazd, który po zakończeniu umowy leasingu mógł nabyć po bardzo preferencyjnej cenie. Polecam jednak wszystkim dokładne zapoznanie się z umową przed jej podpisaniem, aby być w pełni świadomym swoich praw i obowiązków. Trzeba również pamiętać, iż rozwiązanie umowy przez finansującego ze względu na zaległości w płaceniu rat to najgorszy z możliwych scenariuszy – zapisy umowy są z reguły tak skonstruowane, żeby w najlepszy sposób zabezpieczyć interesy finansującego, oczywiście kosztem korzystającego.
Bartosz Majerski